piątek, 24 sierpnia 2012

Jakby tego było mało, czyli o tym jak grusza i co z tego wynikło.

Mam chwilowo swoje miejsce na ziemi w miejscu miłym i spokojnym, dlatego mogę sobie popisać po nocy o tym co robię w dzień, a czasem także po godzinach. I tymże miejscu rośnie od lat grusza. Od lat była miłą gruszą bez żadnych owoców, ale przycięłam jej dzikie gałęzie - jak się okazało średnio opatrznie - i oto wzięło ją i pojebało, gruszątek narodziła tyle że jej się łamią witki. Więc je strząsam, zbieram, wykorzystując do niecnych tych działań nieletniego chłopca i jego ciężarówkę. Tyle tytułem wstępu.
Gruszki są miłe i dość smaczne. Nie mam pojęcia co to za odmiana, drzewo jest zdaje się starsze ode mnie, ale są bardzo słodkie i dość miękkie. A jak spadną - są też poobijane, nieszczęsne, zatem ich zużycie wymaga natychmiastowej inwencji każdego pieprzonego dnia. Zwłaszcza, że najmilsza feministka świata uważa że nie należy ich marnować. Dzisiaj na ten przykład zawiodło mnie to na skraj szaleństwa i odstawiłam co następuje:

Zupa dyniowa z gruszkami. W dyni. Z pokrywką z dyni.

Trzeba na nią:
- bulionu, dobrego porządnego bulionu (ja sobie gotuję różne buliony i mrożę w niewielkich cegłach po pół litra - oszczędza sporo pracy i sprzątania - tu użyty drobiowy: indyk z kurą); powiedzmy ze dwie cegły go trzeba;
- czosnek, 2 zęby;
- gruszki - zależnie od rodzaju i wielkości - 3, 4 spore i słodkie jeśli chodzi o mnie;
- dynia - nie za duża, dość dojrzała, z płaską dupką żeby się nie gibała;
- cebula - może być czerwona;
- papryka, spora, ja miałam białą;
- śmietana/ jogurt (najlepiej bałkański, używam zamiast śmietany);
- nieco marchewek, pietruszków, trochę selera;
- garstka ryżu (krótki się fajnie nadaje);
- zielona pietruszka;
- opcjonalnie dla żerców uprażone kiełbaskowe skwarki.

Trzeba, żeby ją:
Czosnek trzeba sobie zgnieść przez praskę, albo posiekać, siekany jest lepszy moim skromnym. Obsmażyć na maśle na złoto, nie spalić. Dodać posiekaną cebulę i podsmażyć należy, a jak się zeszkli dodać paprykę, posiekaną i to drobno. Dla niewprawnych w nożu polecam popizgać blenderem. A po 5 minutach gruszki posiekane w kostkę. Bez skórek i gniazd. I kolejne 5 minut. Bulion trzeba zagotować i tam właśnie przenieść zawartość patelni. A teraz dynia. Trzeba obciąć jej czubek, tylko ładnie - dużym nożem i na jedno dziabnięcie. Czubek odłożyć. A potem wygrzebać dynię z dyni. Pestki zostawiamy na kompost, lub na przyszły rok jako nasiona, ewentualnie po cichu podrzucamy do śmietników w różnych częściach miasta zapakowane w foliowe torebki. Dynię należy skrobać cierpliwie i zapałem, aż zostanie jej tak około 0,7 cm w skorupce. Resztę, poza rzeczonymi pestkami, należy posiekać - i znów dla nieobytych z siekaniem proponuję blender. Duża oszczędność palców. A po posiekaniu trzeba całość obsmażyć. Ja robię to na patelni po poprzednich warzywach, a że i tak jest nieprzywieralna to nie szaleję z masłem. Tudzież oliwą. Dodaję oliwę do bulionu, ale to długa bajka, opowiem innym razem. Bulion zasługuje na osobną opowieść bo łatwo go spieprzyć, warto więc zgłębić temat. Dynia również musi trafić do garnka, a na patelni obrabiamy cieplnie utarte/ posiekane/ popizgane korzenie w ilości dowolnej. I do gara z nimi. A potem jest już z górki - zupa wymaga nieco soli i pieprzu, oraz nieco ryżu - opcjonalnie, ja wolę pożywne zupy więc wsypuje garść. Rękę mam niedużą, więc i garść. I powiedzmy 45 minut delikatnego gotowania. Ma bulgotać jak bagno. A jak się wybulgocze odpowiednio długo - można zabielić ją jogurtem. I już. Pozostaje tylko przelać do dyni, przykryć resztą dyni i zrobić wjazd na stół. Dobrze posypać ją pietruszką. Poniżej rzeczona zupa:



Po drugie: Konfitura gruszkowa z imbirem i chilli.

Trzeba na nią:
- gruszek w dowolnej ilości - obrane, pokrojone schludnie, wygnieżdżone, przechowywane w wodzie z kwasem, żeby nie nabrały gównianego koloru;
- imbiru - świeży, obrany, pokrojony na przykład w płatki - uważam ze im cieńsze tym lepsze;
- papryczek chili w ilości zależnej od gustu, świeżych, naciętych wzdłuż i z pestkami pozostawionymi w środku (nacinać należy delikatnie dookoła, ale na tyle płytko żeby nie wylazły pestki, bo włażą w zęby);
- cukru - ja daję na litr wody szklankę - syrop jest wielorazowego użytku, mój przez cały sezon gruszkowy jest uzupełniany jeno wodą;

Trzeba, żeby ją:
Mieć gar i w garze tym zagotować litr wody z cukrem. I wrzucić gruszki, papryczki i imbir. I gotować na niedużym ogniu, ale za to długo, 3-4 godziny. Jeśli ktoś lubi ciekawe konsystencje - jest tu spore pole do eksperymentów - gruszki twarde gotowane tylko raz dadzą wyczuwalne kostki, można tez zagotować i ostudzić kilka razy, aż do osiągnięcia pożądanej gęstości rozpadłych gruszek. To już jak kto lubi. Jeśli chce się mieć wyczuwalnie ostrą odmianę, papryczki trzeba wrzucić w większej ilości. Ciekawy efekt daje podmienianie ich co pół godziny na świeże i pakowanie jednej do każdego słoika. Bo należy to potem wpakować w wyprażone słoiki, gwint przetrzeć wódką - wszystko na gorąco, a potem odwrócić je i zawinąć w miły i puchaty kocyk aż ostygną. A potem zamknąć w piwnicy.*

Po trzecie rzecz przydatna w kuchni: aromatyczny ocet owocowy.**

Trzeba na niego:
- dużego słoja,
- zalewy (zagotować wodę z łyżeczką cukru na każde 1,5 szklanki i ostudzić)
- obierek z owoców (pozwolę sobie zauważyć, że najlepsze są owoce dzikie i niepryskane, parchate i nieładne - pięknie pachną)

Trzeba, żeby go:
Obierki wrzucić do słoja, zalać zalewą. Zawiązać na czubku szczelnie szmatkę żeby nie zalęgły się muszki. I znów - w ciemne miejsce na 4 tygodnie. Obierek można dorzucać stopniowo. Trochę śmierdzi stopami podczas fermentacji. Po 4 tygodniach od ostatnich obierek należy zlać przez sitko do ciemnych - najlepiej - butelek i zamknąć. Prawdopodobnie pojawi się na wierzchu kożuch - należy go ignorować i okazywać mu pogardę.

To dzisiaj. Ciekawe co jeszcze można zrobić z gruszek.

* Tak samo jak zwłoki. Ponoć prawidłowo zakonserwowane nie psują się przez dłuższy czas.
** Gówno, gruszkowy.

1 komentarz:

  1. Też mrożę buliony, ale w krążkach szklankowych. Praktyczniejsze, jak się chce zrobić tylko sos, ale cegły też miewam. Z intencją przyszłego zzupienia, ma się rozumieć.
    Ocet też robię, ale tylko z wina. I zaprawiam sobie wstępnie bakteriami, przywiezionymi w postaci octów domowych z ciepłych krajów.
    Próbowałaś zostawić skórkę na gruszkach? Ja jestem leń, i nie lubię obierania, ale może skóra jest za twarda i się nie lubi rozgotowywać.

    OdpowiedzUsuń